O obojętności. Rozmowa z psycholożką Katarzyną Kędzierską
Czy ludzie stają się wobec siebie coraz bardziej obojętni? Czym w zasadzie jest obojętność?
Obojętność, w tym akurat kontekście, to nic innego, jak brak reakcji na krzywdę drugiego człowieka. Osoba obojętna wykazuje się niechęcią, brakiem empatii wobec innych i nie reaguje na ich potrzeby w sytuacji „krytycznej”. Bycie obojętnym oznacza brak zainteresowania, niechęć do działania, brak wrażliwości oraz koncentrowanie się na swoich potrzebach, czyli w pewnym sensie – bycie egoistą. Im więcej egoistów w naszym społeczeństwie, tym większe zjawisko znieczulicy społecznej.
Skąd w ludziach w obecnych czasach bierze się obojętność wobec drugiego człowieka?
Jesteśmy zabiegani, mamy nadmiar obowiązków, które sami na siebie nakładamy bądź pozwalamy na to, aby robili to inni – pracodawca, rodzina, znajomi. Brakuje nam czasu, dlatego też jest on dla nas wielką wartością. Dążymy do lepszego standardu życia, pragniemy mieć coraz więcej dóbr materialnych, często działamy według określonego schematu. Rano śniadanie, ubranie
i wyszykowanie dzieci do szkoły, wyjście do pracy. Nie mamy czasu na zatrzymanie się i zastanowienie nad tym, co jest dla nas tak naprawdę ważne. A co dopiero myślenie o pomaganiu innym.
Czy zatem pośpiech i zagonienie zmienia nas w obojętnych egoistów?
Jesteśmy bardzo skoncentrowani na sobie i swoich potrzebach. Niechętnie podejmujemy się kolejnych zadań, a każda dodatkowa czynność powoduje w nas frustrację i złość. Wolimy zatem koncentrować się na „tu i teraz”, na własnej osobie, a nie na pomocy słabszym: dzieciom czy seniorom. Obojętność bazuje na wygodzie: lepiej niech coś się dzieje bez mojego udziału. Żyjemy w niestabilnych czasach, boimy się angażować w kolejne relacje, trudne sytuacje, gdyż wymaga to od nas większego wysiłku. Dlatego wybieramy stanie z boku. Przyjmujemy postawę obronną – czyli koncentrowanie się na maksymalizowaniu własnych korzyści oraz dbanie o samego siebie.
Jak to się dzieje, że ludzie ulęgają obojętności?
Bo to wygodne. Mamy przekonanie, że jak nic nie muszę robić i dawać od siebie, to nie ponoszę żadnych kosztów czasowych, emocjonalnych, społecznych i finansowych. Gdy ktoś doznaje krzywdy – na przykład dzieci za ścianą, które doświadczają przemocy – wolimy się nie wtrącać. Podłożem tego zachowania jest lęk. Lęk przed zerwaniem bądź pogorszeniem relacji z sąsiadem, lęk przed tym, jak nas będą postrzegali inni, lęk przed odwetem. Podejmujemy zatem wewnętrzną decyzję o tym, że wolimy pozostawać bierni.
Ale czy bierność nie powoduje dokładania swojej cegiełki do przemocy za ścianą?
To jest właśnie sedno sprawy. Bo obojętność to nie jest, jak myśli większość, „nic-nie-robienie”. Mogę być obojętny tylko pod warunkiem, że jestem świadomy czegoś, wobec czego przyjmuję pewną postawę. Nie brak postawy. Właśnie konkretną postawę: nic nie robię. Dlatego brak reakcji to także reakcja. Pozostawanie biernym na przemoc na ulicy czy za ścianą to stawanie się cichym oprawcą. Nie od dziś wiadomo, że większa liczba świadków w przestrzeni publicznej zmniejsza prawdopodobieństwo uzyskania pomocy osobie poszkodowanej, ponieważ dochodzi do rozproszenia odpowiedzialności . Tylu innych może pomóc, więc dlaczego akurat to mam być ja?
A jak to by było, gdybyśmy to my potrzebowali pomocy? Zastanawia mnie, jakiej reakcji oczekiwalibyśmy od otoczenia?
To jest trochę tak, jak z fałszywą moralnością: okradamy kogoś – jest dobrze, gdy nam kradną – jest źle. Rzadko odwracamy sytuację, a to powinno być ćwiczenie, którego uczymy się od dziecka. Proste „postaw się w czyjejś sytuacji” pozwala, albo przynajmniej daje szansę, być przez chwilę tym, który potrzebuje pomocy. W praktyce zdecydowana większość odpowiedziałaby, że potrzebuje wsparcia, gdyż czuje się bezradna, zależna i bezsilna. Ale kiedy obserwujemy sytuację z zewnątrz, gdy ktoś od nas oczekuje reakcji, wówczas mamy tendencję do wycofywania się.
Jak możemy to odwrócić, co zrobić? Od czego zacząć?
Uczyć, uświadamiać, tłumaczyć. Jeśli będziemy pytać: ilu tragedii moglibyśmy uniknąć, gdybyśmy zdecydowali się reagować? To nic się nie zmieni. Inaczej, gdy zapytamy: „Marek, wiesz, że dziewczyna, która siedziała stolik obok popełniła samobójstwo? Została zgwałcona, bo nie zareagowałeś, mimo że widziałeś, jak jej towarzysz wrzucał jej coś do szklanki. To była pigułka gwałtu”. Tak, wiem że to mocne, ale obojętność ma mocny system odpornościowy. Jakie wrażenie na ludziach robi tłumaczenie, że „brak działania jest działaniem”? Żadne. Większe robi chociażby uświadomienie sobie, że obojętność czyni nas współodpowiedzialnymi za ludzką tragedię. Obawiamy się, że pomimo chęci niesienia pomocy, sami możemy ponieść konsekwencje - możemy stać się ofiarą czyjeś obojętności.
Dlaczego nie warto być obojętnym, kiedy widzimy krzywdę drugiego człowieka?
Dlatego, że nasza reakcja może wpłynąć na zdrowie i życie drugiego człowieka. Poprzez nasze działanie możemy uchronić dziecko przed siniakami i ranami na całe życie. Osobę starszą przed oszustem, dziewczynę przed gwałtem. Nasza reakcja ma moc, bo zmienia czyjeś życie. Poza tym poczucie, że udzieliliśmy wsparcia osobie słabszej jest nieocenione. To nas wyróżnia jako istoty ludzkie i jest naszym społecznym obowiązkiem. Nie zapominajmy, że obojętność jest zła, a zło rośnie w siłę w momencie, gdy nie ma oporu i sprzeciwu. Jak wyglądałby świat, gdybyśmy wszyscy byli wobec siebie obojętni, nieczuli na krzywdę ludzką?